2

EURO(POP)WIZJA 2016

Fot: Materiały prasowe / cdn.tvm.com.mt

Fot: Materiały prasowe / cdn.tvm.com.mt

Równo za miesiąc odbędzie się finał największego muzycznego konkursu na świecie – Eurovision Song Contest. W tym roku o statuetkę kryształowego mikrofonu ubiegać się będą reprezentacje z 43 krajów. Faworytem bukmacherów jest Rosja, ale czy to najlepsza propozycja… pop?

Zanim przejdę do omówienia wybranych przeze mnie propozycji (w większości o opis tych samych piosenek prosiliście na Facebooku), chcę zaznaczyć, że nie jest to ani prognoza wyniku w konkursie ani tzw. „topka” czyli zestaw nagrań posortowanych od najlepszego do najgorszego. Starałem się wybrać najlepsze nagrania patrząc pod kątem muzyki pop oraz te które po prostu budzą duże zainteresowanie. Kolejność utworów jest w miarę przypadkowa.

W skrócie: w porównaniu z ubiegłym rokiem ogólny poziom najlepszych piosenek jest zdecydowanie lepszy, ale niestety – brakuje muzycznego lidera jakim w 2015 było Heroes. Stąd końcowe wyniki ogłoszone w majowy wieczór mogą być naprawdę zaskakujące.

Agnete – Icebreaker (Norwegia)

W muzyce pop nie ma miejsce na przypadek i każdy element powinien być użyty z jakiegoś powodu. Po co autorzy Icebreakera postawili na zmianę tempa w dół w refrenie(nie, to nie jest half-time)? Nie udało mi się tego odszyfrować, a jedynie co słyszę to nieudany mashup dwóch gryzących się piosenek. Poza tym trudno nie słyszeć analogicznego wzorca do eurowizyjnego hitu Euphoria w typowej, eurowizyjnej produkcji. Blah. Ale z drugiej strony zawsze to lepsze niż puste i patetyczne ballady o kolorach.

Freddie – Pioneer (Węgry)

Pan Węgier chyba przeszedł kilkukrotnie mutację a do tego w trakcie palił papierosy. Barwa głosu to na pewno największy atut tej propozycji, zaraz po niej jest fajny hook refrenu A million hearts of a million people i… w sumie tyle. Mimo że występ na żywo ogląda się całkiem fajnie, to szanse na jaki duży sukces są mizerne. Melodia zwrotek w żaden sposób nie wynika z refrenu i brak jej powtarzalnej struktury łatwej do zapamiętania, stąd trzeba skupienia, aby piosenka brzmiała jak piosenka a nie przeszkadzający szum. Sekretem dobrego nagrania jest to, że może służyć jako tło jak i bodziec pierwszoplanowy.

Barei – Say Yay! (Hiszpania)

Gdybym nie wiedziałbym, że to piosenka na ESC, powiedziałbym, że to jedna z propozycji do BBC Music Awards. Już wyjaśniam dlaczego: W warstwie produkcyjnej mamy pianino z synkopą, wysokie stringi (całe akordy, a nie bieganie po ćwierćnutach czy ósemkach) a nawet sprytnie schowaną sekcję dętą; po drugie występują liczne usunięcia sekcji perkusyjnej (Brytyjczycy to uwielbiają), a po trzecie mamy silny hook w refrenie. To naprawdę świetna propozycja! A może jednak coś mi się pomyliło i to kolaboracja Jess Glynne i Ryana Teddera?

Samra – Miracle (Azerbejdżan)

Pierwsze 50 sekund było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Pozytywnym zaskoczeniem! Żadnej kalki, żadnych „sprawdzonych eurowizyjnych schematów” (które działają tylko na ESC…), za to świeże brzmienie – tło z padów, sample werbli i klaśnięć niczym z banku DJ Snake’a i fajni poprowadzona melodia, po prostu super! A potem wchodzi refren i już wiadomo z jakiego konkursu jest to nagranie… ale może tak miało być i to właśnie przepis na sukces Azerów?

Amir – J’ai cherché (Francja)

Oczywiście szanse na międzynarodowy sukces francuskojęzycznej piosenki (nawet w połowie) z niewymawialnym tytułem z zasady nie są wielkie (nie, Indila, to co innego), co nie znaczy, że nagranie jest złe! Najciekawszym elementem jest zabawa rytmem przypominającym nieco muzykę country – z jednej strony tempo nagrania jest umiarkowane (122,664 BPM – ktoś zapomniał metronomu?), ale wyraźnie zaznaczona synkopa daje wrażenie naprawdę dużej szybkości nagrania. No i do tego mamy prosty, krótki hook w rejestrze głowowym – to zawsze działa!

Laura Tesoro – What’s The Pressure (Belgia)

I znowu brytyjskie brzmienie (szkoda, że nie od UK, ale o tym dalej), tym razem w wydaniu bardziej disco-funk, którego powrót niewątpliwie zawdzięczamy Uptown Funk! (a nie Sax, mimo że nagranie przypomina właśnie singiel Fleur East). Niemniej jednak to właśnie ta piosenka ma najlepiej zrealizowany wokal spośród wszystkich propozycji – fajna harmonizacja, saturacja i wszystko dobrze zmiksowane. Niestety, wtórność to słowo, które musi paść pod adresem What’s The Pressure.

Justs – Heartbeat (Łotwa)

Kto wpadł na pomysł, żeby wysłać na ESC alternatywny deep-house? Nie wiem, ale bardzo mi się podoba! Co prawda nie wyobrażam sobie, żeby typowa, europejska rozgłośnia Mainstream/Top40 dodała takie nagranie do listy rotacji, ale myślę, że Heartbeat nadaje się na klubowy banger. Fakt, ostatnimi czasy coraz częściej osoby programujące playlisty sięgają po mniej oczywiste brzmienie, ale Heartbeat wyraźnie brakuje chwytliwości i chodzi nie tylko o hook.

Lighthouse X – Soldiers Of Love (Dania)

W tym miejscu chcę wyrazić moje oburzenie! Dlaczego nikt nie stawia na Danię i ta jest na 30. miejscu zakładów!? Wyżej jest nawet Austria (przykro mi Pani ZOË i jej fani, ale Loin d’ici jest koszmarne, chociaż i tak nie pobije Falling Stars z Mołdawii). Ok, to nie jest to propozycja najwyższych lotów, zarówno pod względem tekstowym ani melodycznym, ale nawet The Wanted miało piosenkę na 3. miejscu Hot100. Wystarczy, żeby śpiewał tylko ten pan z początku i ktoś to nieco przearanżował; teraz brzmi to jak demo Broken Lights (później: Neon Lights Demi Lovato) Ryana Teddera – nie, to nie jest komplement. No i proszę Was, Żołnierze miłości? To nawet mnie odrzuca…

Greta Salóme – Hear Them Calling (Islandia)

Na Islandii mieszka 320 tys. osób, czyli zaledwie 100 tys. więcej niż w Sosnowcu czy Radomiu. Jakim cudem takie malutkie państewko potrafi rozłożyć na łopatki polskie preselekcje pod względem realizacji dźwięku, oprawy graficznej i całego show nie wspominając już o propozycjach ubiegających się o wyjazd do Sztokholmu? Nie wiem, ale ewidentnie coś jest u nas nie tak. A co z Hear Them Calling? To bez wątpienia świetna, festiwalowa propozycja (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) doskonale pasująca do Eurowizji i trudno mi uwierzyć, że propozycja miałaby wylądować poza Top20 finału. 

Joe and Jake – You’re Not Alone (Wielka Brytynia)

Serio? Czy to naprawdę propozycja Wielkiej Brytanii na Eurowizję? Naprawdę trudno mi zaakceptować, że kraj z którego pochodzi Adele, Ellie Goulding, Coldplay czy Ed Sheeran (nie wspominając o legendach muzyki pokroju The Beatles i Queen) wysyła bubblegum pop i to w tragicznej jakości. Jest to tym bardziej dobijające, że w tym roku Wielka Brytania chciała wykonać wielki powrót na eurowizyjną scenę organizując wielkie preselekcje pod patronatem BBC. W aktualnym notowaniu EBBC (najpopularniejsze single w Europie poza krajami pochodzenia wykonawców), 55 utworów w Top100 pochodzi z UK, z czego na drugim miejscu jest kawałek Fast Car, który w swoich kategoriach bije na głowę i Szwecję i Łotwę. Zamiast tego mamy fatalne autotune, kompozycję bez ładu i składu (piosenka oparta na prostych melizmatach nigdy nie brzmi dobrze) i teledysk, który zadaje fizyczny ból. To co, powtórka z 2010? A i powyższy opis pasuje również do do Litwy i Irlandii, ale im mogę to jakoś wybaczyć.

Sergey Lazarev – You are the only one (Rosja)

Mamy nietypowe metrum 3/4, mamy refren zbudowany na powtarzaniu tercji, mamy smyczki (dużo smyczków) i najważniejsze – jest również modulacja w finalnym refrenie z tonacji Bm do Cm (i -> iv). Jednym słowem: Eurowizja w pigułce. Do tego jest przystojny pan i modne wizualizacje w stylu Beyonce – nic dziwnego, że to Rosja jest typowana na zwycięzcę tegorocznego konkursu. Niestety, od natłoku tych „sprawdzonych” rozwiązać może zrobić się niedobrze. Metrum innego niż 4/4 w muzyce popularnej właściwie się nie używa, zmiana tonacji brzmi fajnie w moście, a jak do tego dołoży się bardzo oklepany aranż i patetyczne wykonanie to otrzymujemy takiego potworka, który owszem – na scenie eurowizyjnej sprawdzi się doskonale, ale nie na regularnym rynku fonograficznym. Ale to może tylko moje uprzedzenia do tego miksu metrum 3/4 (kompozycja) i 4/4 (linia perkusyjna).

Frans – If I Were Sorry (Szwecja)

To, że Szwecja wybierze w swoich wewnętrznych preselekcjach, które są na świetnym poziomie nie tylko muzycznym ale także organizacyjnym i technicznym (porównując realizację dźwiękową Melodifestivalen do Krajowych Eliminacji, nie wiadomo czy śmiać się czy płakać) coś dobrego było pewne. Tak też jest, piosenka jest najpopularniejszym nagraniem eurowizyjnym na Spotify (notowany w 25 krajach), a Szwedzi dosłownie oszaleli na punkcie Fransa – If I Were Sorry pobiło tygodniowy i dzienny rekord liczby odtworzeń w „zielonym serwisie”. Nic dziwnego – podobne w stylistyce nagrania Kygo (Norwegia) czy Lost Frequencies (Belgia) w ubiegłym roku podbijały całą Europę. Czy jednak propozycja Szwecji jest tak dobra? Jej potęga tkwi niewątpliwie w prostocie (a czasami najtrudniej wpaść na najprostsze rozwiązania), ale jednocześnie nie ma tam żadnych muzycznych fajerwerków. Melorecytacyjne wykonanie zwrotek z melodią luźno podążającą za progresją akordów, jeden hook w refrenie, bardzo przeciętne wykonanie wokalne i bardzo prosta warstwa instrumentalna – takie nagranie może nagrać naprawdę każdy. Czy w takim razie w zasięgu każdego jest taki hit jak propozycja Szwecji?

Dami Im – Sound Of Silence (Australia)

Drodzy Polacy! Jeśli chcecie wysyłać w przyszłym roku kolejną balladę, to niech brzmi mniej więcej tak (serio, porównując Sound Of Silence z naszym rodzimym Color of Your Life widać jak na dłoni, że Polska propozycja jest opóźniona o jakieś 20 lat w stosunku do reszty świata). Mamy modulację według wzorca i > iv, ale w moście. Jedynym zarzutem jaki można wytoczyć w kierunku propozycji Australii, słaby kontrast między refrenem a resztą. Może to za nisko położone centrum tonalne, może za płaska produkcja – nie wiem, ale gdyby to naprawić, to byłaby to naprawdę dobra piosenka Oczywiście nie znaczy to, że jest zła. Ba! W maju chyba właśnie na nią zagłosuję (przynajmniej w myślach).