2

Jak jeden Frank Ocean zrobił trzęsienie ziemi w całej branży muzycznej

blonde

O tym jak raper chciał przechytrzyć złe wytwórnie muzyczne a chaos na niewyobrażalną skalę. Jedna z ciekawszych historii tego sezonu.

Frank Ocean namieszał i to poważnie. Zdobywca dwóch nagród Grammy spowodował największą burzę w branży muzycznej od naprawdę dawna. Wszystko zaczęło się od premiery-niespodzianki – wizualnego albumu Endless, który ekskluzywnie trafił do Apple Music 19 sierpnia. Materiał wyszedł nakładem Def Jam Recordings, wytwórni należącej do grupy Universal i był ostatnim wydawnictwem jaki przewidywał kontrakt między Oceanem a Def Jam. Sytuacja zupełnie normalna i raczej nie powinna wywoływać specjalnych kontrowersji.

Kontrowersje wywołało to, że 24 godziny po pierwszej premierze, Frank Ocean wydał drugi album pt. Blonde, również ekskluzywnie w serwisach Apple’a – iTunes i Apple Music. Różnica była tylko jedna, ale bardzo istotna – album wydała wytwórnia Boys Don’t Cry, której właścicielem jest… Ocean. Innymi słowy, Blonde to album wydany przez niezależnego wykonawcę bez kontraktu z dużą wytwórnią.

Tym sposobem Ocean przechytrzył całe UMG. Endless wydane wyłącznie w serwisie strumieniowym Apple’a nie przyniesie wytwórni specjalnie dużego zysku poza zaliczką, którą Apple zapłacił Def Jam. Część tych pieniędzy trafi oczywiście także do Oceana – zakończenie ważności kontraktu nie oznacza, że dochód ze sprzedaży nie będzie już trafiał do wykonawcy.

Po drugie Ocean korzystając z popularności wydanego dzień wcześniej albumu Endless, nie ponosząc żadnych kosztów wypromował swój drugi album. Jako że to niezależne wydawnictwo, do jego kieszeni trafi nie 14 – 16% ceny detalicznej płyty, a ok. 60%. Co więcej, w przeciwieństwie do Endless, Blonde dostępne jest także w sprzedaży na iTunes, przez co generuje większy dochód – prognozy wskazują, że sprzedaż w samych Stanach wyniesie ok. 220 – 230 tys. kopii a liczba odtworzeń przekroczy 75 mln w Apple Music; oznacza to, że do kieszeni Oceana może trafić ponad 1,5 mln dolarów… w tydzień. Nie wliczam w to zaliczki jaką raper otrzyma od Apple’a za ekskluzywność – jej wielkość uzależniona będzie od liczby nowych subskrypcji w serwisie.

Sposób na zarobienie fortuny? Bez wątpienia. Ocean chyba nie przewidział jednak skutków jego zagrania. 

Jest prawie pewne, że w kontrakcie z Def Jam był zapis ograniczający możliwość wydawania nowych płyt tuż po wydaniu ostatniego albumu w ramach umowy z wytwórnią. Takie zapisy mają zapobiegać dokładnie obecnej sytuacji – wykorzystywaniu popularności uzyskanej przez kampanię marketingową finansowaną przez poprzednią wytwórnię. Oznacza to jedno: spotkamy się w sądzie!

Sytuacja obnażyła także jedną z podstawowych wad wydań niezależnych – labele niezrzeszone w żadnej grupie nie mają najmniejszej możliwości, aby szybko reagować na piractwo. Blonde dostępne jest dosłownie wszędzie – na dyskach Google’a, na Dropboxie, bez problemu przesłuchamy go na YouTube a nawet w Pandorze (tak, PANDORZE!!!). Majorsy takie jak UMG posiadają szereg umów i specjalne systemy, które w ciągu kilku godzin potrafią przefiltrować sieć i usunąć automatycznie naruszenia praw, wytwórnia rapera – nie ma na to szans. Nie jest to korzystne ani dla Oceana ani dla Apple. Co najśmieszniejsze, DMN po serii artykułów o tym, że Blonde jest dostępne w całym Internecie, dostało upomnienie od Apple’a, chociaż nie zablokowano wspomnianych przez serwis stron.

To trochę zabawne, bo czytałem dzisiaj już dwa artykuły o tym, jak to Frank Ocean udowodnił, że wytwórnie przestały mieć znaczenie we współczesnym świecie. Tymczasem nie dość, że Ocean swój sukces zawdzięcza popularności budowanej przez poprzedni label, to jeszcze jego niezależne „Boys Don’t Cry” nie umie nawet usunąć nieuprawnionych treści z YouTube’a (to nawet ja wiem jak to zrobić…).

Najlepsze jednak zostało na koniec. Zarząd UMG jest tak wściekły na Apple’a, że zakazał jakichkolwiek ekskluzywnych premier w serwisach strumieniowych. Dlaczego? A dlatego, że Apple doskonale wiedział o zamiarach Oceana i zapłacił dwa razy zaliczkę – raz pośrednio przez Def Jam, drugi raz już bezpośrednio do jego jednoosobowej wytwórni.

Oficjalnie mówiło się, że Spotify nie ma żadnych premier na wyłączność, bo jest to niezgodne z ich wizją rynku strumieniowego. Plotki głoszą jednak, że Apple dogadało się pod stołem z głównymi wytwórniami tak, że te co jakiś czas podrzucały jakieś duże premiery – wszystko po to, aby zwiększyć popularność Apple Music i prześcignąć Spotify. Śmieszne, bo najnowsze dane pokazują, że Spotify ma już 39 mln subskrypcji – aż o 9 mln więcej w zaledwie 6 miesięcy (dla porównania Apple miało łącznie 15 mln w czerwcu).

Jak już pisałem wcześniej na blogu, zmiany dotkną wszystkie gwiazdy UMG. Jak to będzie wyglądało? Podejrzewam, że jeśli wytwórnia podpisała już umowę na wyłączność, nic się nie zmieni, a decyzje obejmować będą dopiero nowe kontrakty – trudno mi wyobrazić sobie, że UMG stać na zerwanie kontraktów gwiazd takich jak Lady Gaga czy Rihanna. Z drugiej strony – a może stać? Może Universal będzie wolał ponieść te koszty? Zemsta w biznesie nie jest opłacalna… chyba.

Podsumowując… sprawy jeszcze nie można podsumować. Wydaje się, że to dopiero początek chaosu, który wywołał Frank Ocean myśląc, że zrobił interes życia i przechytrzył wielkie wytwórnie fonograficzne. Miejmy nadzieję, że zarobionych ze sprzedaży Blone pieniążków nie będzie musiał oddać Def Jam za złamanie zapisów w kontrakcie płytowym.