3

„Nie nagrywamy po angielsku, bo to nieopłacalne”

fot.: Matt Gibson / flickr.com

fot.: Matt Gibson / flickr.com

Pomysł na ten wpis zrodził się kompletnie przypadkiem. Ba, jeszcze parę dni temu pod tezami z tego tekstu na pewno bym się nie podpisał…

Jakiś czas temu udało mi się pogadać ze współautorem autorem nagrania, które nie tak dawno nuciło pół Polski. Po moim gradzie pytań przeszliśmy do rozmowy o naszej rodzimej branży, a dokładniej – jakie piosenki mogłyby się znaleźć na zagranicznych listach przebojów. Wymieniliśmy sobie kilka fajnych tytułów (może nie jesteśmy drugą Szwecją czy Kanadą, ale wielkiej tragedii nie ma!) i wniosek był jeden – z piosenkami po polsku nic nie zdziałamy.

W tym momencie musiałem zapytać: „A dlaczego Ty nie spróbowałeś napisać czegoś po angielsku?”. Wtedy padło coś, co rozłożyło mnie na łopatki: „Ale po co? U nas to kompletnie nieopłacalne!”. No ręce mi opadły… Jeszcze kilka minut temu mój rozmówca twierdził, że w Polsce mamy materiał na międzynarodowe przeboje, a chwilę potem wyjechał, że to nie opłacalne!

„Patrzysz z perspektywy słuchacza, który bez problemu może sięgnąć po nagrania amerykańskie czy brytyjskie. Postaw się na miejscu polskiego wydawcy i pomyśl”. Myślałem i myślałem, zasięgnąłem do statystyk i… niestety, ale przyznaję Ci rację.

Na początek trochę biznesu. Jak tak naprawdę zarabia się w Polsce na muzyce? Są tak właściwie cztery źródła dochodów:

  • Tantiemy autorskie z tytułu publicznego odtwarzania (ZAIKS dla autorów, ZPAV dla wytwórni)*.
  • Sprzedaż płyt CD,
  • Otworzenia na YouTube,
  • Koncerty – dotyczy właściwie wykonawców i ich managementu.

* W praktyce to ile wykonawca otrzyma z tytułu publicznego odtwarzania zależy od częstości nadań w radiu. ZAIKS nie wprowadza obowiązku przekazywania list z odtwarzaną publicznie muzyką, stąd repartycja należności odbywa się proporcjonalnie do innych pól eksploatacji.

Co ze sprzedażą cyfrową? Co z serwisami pokroju Spotify czy Tidal? A synchronizacja (czyt. reklamy)? To nie w Polsce – wkład pozostałych czynników jest właściwie niewielki.

I teraz zastanówmy się: jakie płyty najlepiej się sprzedają? Te z polskojęzyczną muzyką (spójrzcie na OLiS). Jakiej muzyki najchętniej słuchamy w YouTube? Albo disco-polo albo rapu, czasami popu, ale oczywiście po polsku! Co z radiem? Owszem, w większości zdominowane jest przez nagrania anglojęzyczne, ale jeśli pojawia się coś z Polski, to tylko po polsku (tutaj duże znaczenie odgrywa ustawa o radiofonii i telewizji – w skrócie: 1/3 emitowanej muzyki musi być w języku ojczystym).

Wniosek jest prosty: muzyka polskojęzyczna w Polsce jest słuchana chętniej. Można się zastanawiać, czy ta popularność nie jest w pewnym sensie sztuczna, bo polskich pozycji w innych językach jest po prostu zdecydowanie mniej. Z tym zgodzić się nie mogę – jeśli mamy do wyboru dwa identyczne nagrania o różnych tekstach: polskim i angielskim, to Polski słuchacz wybierze te pierwsze i nie ma tu żadnych wątpliwości.

Wątpliwości nie ma też nasza branża. „Mój znajomy napisał kilka lat temu świetny, ale kawałek po angielsku. Zaniósł do wydawcy, a on powiedział: Świetne! Teraz tylko napisz do tego polski tekst, a znajdziemy Ci wykonawcę.” – powiedział mój rozmówca. Tłumaczenie piosenek z języka obcego na nasz dobitnie pokazuje, co nasze wytwórnie sądzą o tym w jakim języku należy wydawać single. Chyba wszyscy pamiętają nagranie Riotka Dody – w oryginale piosenka nazywała się Not Over You i została napisana i skomponowana przez brytyjskich muzyków. Universal odkupiło prawa do kompozycji z warunkiem, że powstanie do niej polski tekst – tak też się stało, Riotkę „od nowa” napisała Kasia Popowska i dopiero po eurowizyjnym zamieszaniu Doda wypuściła wersję oryginalną.

Fakt, polskojęzyczne nagrania będą bardziej dochodowe, ale z drugiej strony świetne nagranie mogłoby zyskać popularność poza naszymi granicami i wielokrotnie przewyższyć to co, można zarobić na rynku wewnętrznym. „Zastanów się jakie są szanse, że Ci się uda. Pamiętaj, że inwestujesz w takie nagranie i chcesz po prostu zarobić. To nie jest giełda, to zimna kalkulacja”. Zgadzam się, zimna kalkulacja wygrywa. Statystyka dobitnie pokazuje, że skoro nikomu się jeszcze nie udało, to i nam się nie uda. Tak też koło się zamyka, a my z podziwem i niedowierzaniem patrzymy jak to kraje skandynawskie co chwila wypuszczają międzynarodowe hity.