0

Czy Dariwin korzystałby z TikToka?

ElyOtto i Charles Darwin, fot. Instagram i H.P. Robinson

Od Edisona do Eka, czyli (bardzo) przyspieszony kurs historii muzyki

Choć początki muzyki sięgają czasów prehistorycznych a pierwsza notacja muzyczna (czyli pierwsza możliwość utrwalenia muzyki) pojawiła się w średniowiecznych klasztorach, to tak naprawdę za początek muzyki popularnej można uznać 1877 rok, kiedy Edison zaprezentował fonograf – pierwsze urządzenie służące do zapisu i odtwarzania dźwięku. Przez kolejne 144 lat forma typowej piosenki pop ewoluowała właściwie 2 razy.

Do lat pięćdziesiątych funkcjonował 32-taktowy model piosenki (thirty-two-bar form), który możemy kojarzyć z piosenki „Somewhere Over the Rainbow”. Później ówcześni muzycy zaczęli stawiać na chwytliwe refreny kontrastujące ze zwrotkami. Tak ukształtowała się współczesna forma piosenki pop – zwrotka-refren: trwająca od 3 do 4 minut z prostą harmonią opartą na I, V, vi i IV stopniach skali, subdominantami i tercjami (polecam przeklikać i przesłuchać!) i praktycznie muzyka lat 70-tych jest na tyle zbliżona do współczesnych wzorców, że z powodzeniem jest puszczana w radiu obok najnowszych przebojów.

Przez kolejne dekady najprostszy parametr opisujący formę piosenki, czyli czas trwania pozostawał praktycznie niezmienny od wejścia na rynek kaset oraz płyt CD – mediana utworów oscylowałała w okolicach 3 minut 45 sekund. Nowy trend pojawił się w latach dwutysięcznych, kiedy na rynki światowe wszedł iTunes – o ile mediana długości nagrań się nie zmieniła, to wzrosła liczba długich utworów, bo format pobrań cyfrowy nie narzucał już żadnych ograniczeń w czasie trwania muzyki.

Trend ten okazał się jednak krótkotrwały, bo od 2014 roku przeciętna długość muzyki zaczęła spadać jak szalona – z 3:48 do 3:13 w pierwszych 3 miesiącach tego roku, czyli o ponad pół minuty!

Długość utworu muzycznego w zależności od daty wydania. Dane Spotify i Musicbrainz

Jak streaming skraca piosenki i co ma do tego Darwin?

Skracanie się przeciętnej piosenki zbiega się w czasie z popularyzacją streamingu, choć to w jaki sposób zmiana modelu konsumpcji wpłynęła na przeciętną długość utworu nie jest już takie oczywiste.

Analitycy najczęściej tłumaczą to… pazernością muzyków! W aktualnym modelu biznesowym, Spotify płaci za odsłuch dłuższy niż 30 sekund niezależnie od czasu trwania całej piosenki. Czyli wystarczy, że puścisz piosenkę przez pół minuty i już – tantiemy naliczają się dla twórców. Oznacza to, że bardziej opłaca się tworzyć krótsze utwory, bo w tym samym czasie można je więcej razy odtworzyć.

Co więcej, szanse, że przesłuchamy utwór do końca rośnie im utwór jest krótszy, a to jest jeden z parametrów, który uwzględniają algorytmy serwisów streamingowych w pozycjonowaniu muzyki, więc ponownie – krótszy utwór, to więcej odtworzeń.

Ale to nie koniec! W świecie gdzie artysta musi bez przerwy konkurować o uwagę słuchacza (w przeciwieństwie do czasów gdy dominował model transakcyjny) nie ma miejsca na na długie intro i refren w 50 sekundzie – piosenka musi angażować słuchacza od razu. W przeciwnym razie rośnie tak zwany „skip rate” piosenki, czyli liczba odsłuchów krótszych niż 30 sekund względem wszystkich streamów. Dla algorytmów Spotify czy Apple Music utwór z wysokim skip rate’em jest uznawany za mało atrakcyjny i może być gorzej pozycjonowany, a to przekłada się na jego dalszy sukces. Więc nie tylko sama długość, ale i forma piosenki ma spore znaczenie.

Czy artyści świadomie tworzą swoją muzykę, aby uwzględnić te wszystkie zależności? Teraz część z nich być może tak o czym mówiła choćby Charli XCX w wywiadzie z 2019 roku, ale na pewno nikt w 2014 roku nie pomyślał: „oho, teraz to popularny będzie streaming, muszę wywalić intro i skrócić zwrotki”. Moim zdaniem wyglądało to wręcz przeciwnie!

W międzynarodowej bazie IPI znajduje się jednak ok. 4 mln twórców – każdy z nich tworzy taką muzykę jaką chce (a przynajmniej mam taką nadzieję) – niektóre piosenki będą bardziej chwytliwe, inne mniej. Te, które zawierają cechy pożądane w serwisach streamingowych, w naturalny sposób są faworyzowane przez muzyczny ekosystem słuchacz-edytor-algorytm. W ten sposób utrwala się nowy trend, który następnie może zostać zauważony przez innych muzyków i zaadoptowany w ich twórczości. I ten mechanizm to nic innego jak darwinowski dobór naturalny! Szybko się okaże, że tę dość kontrowersyjną hipotezę może pomóc zweryfikować pewna bardzo popularna, chińska aplikacja.

TikTok, czyli pora na nowy algorytm

„Old Town Road”, „Deep End”, „Rasputin”, „Arcade” i „Say So” – pomimo że każda z tych piosenek brzmi zupełnie inaczej czy nawet pochodzi z innej epoki wszystkie łączy jedna rzecz – popularność przez TikToka.

Dla tych którzy nie wiedzą czym jest TikTok to „mobilna aplikacja internetowa, której główna funkcjonalność polega na możliwości wysyłania bardzo krótkich materiałów wideo, w założeniu treścią zbliżonych do teledysków muzycznych” (za Wikipedią). Chociaż kojarzy się głównie z bardzo młodą widownią (co jest w gruncie rzeczy prawdą – jeśli nie masz tej apki w telefonie to prawdopodobnie jesteś stary), ale nie można jej bagatelizować – w Polsce zasięgi platformy sięgają 11% według badania Megapanelu:

W mojej ocenie sekretem sukcesu TikToka są trzy czynniki:

  • bazuje na krótkich formatach (do 60 sekund), dzięki czemu bez przerwy dostarcza nowe treści i bodźce, co utrzymuje uwagę użytkowników
  • jest serwisem user generated content, co oznacza, że treści dodają sami użytkownicy – dzięki temu angażujące treści same się powielają
  • sprawny algorytm rekomendacji treści, który w czasie rzeczywistym analizuje zachowania użytkowników.

Te elementy sprawiają, że TikTok jest kopalnią virali, które w krótkim czasie zyskują popularność nie tylko na platformę, ale i poza nią. A że prawie każdy TikTok ma swój soundtrack, to trendy z chińskiej platformy przekładają się także na zestawienia muzyczne. I tutaj może urodzić się zasadne pytanie – czy poprzez wspomniany dobór naturalny muzyka może się „optymalizować” pod kątem nowych warunków czyli ekosystemu TikToka?

Tak i powiem więcej – dzieje się to właśnie teraz, co widać po zyskującej popularności twórczości takich artystów WIP Bros czy Lady Madlen, których teksty idealnie wpasowują się w treści i „humor” tiktokowy.

Ewolucja dotyczy nie jednak tylko treści, ale i formy a tego świetnym przykładem jest piosenka „SugarCrash!” wykonawcy ElyOtto – utwór, który trwa 1 minutę 20 sekund i posiada tylko refren (!) poprzedzony 19 sekundowym intro. Mimo że przeczy to wszelkim wzorcom piosenki popularnej idealnie, zarówno dźwiękowo jak i tekstowo, pasuje do TikToka a jednocześnie odpowiada ekosystemowi streamingu. Tym sposobem piosenka obecnie jest w globalbym Top200 Spotify i odtworzono ją łącznie ponad 63 mln razy.

Czy 17-letni Elliott Platt wydając „SugarCrash!” przez TuneCore to uwzględnił te wszystkie zależności? Wątpię. Po prostu chciał nagrać piosenkę, a przy okazji miał szczęście, że pokręcony świat naczyń połączonych Tiktoka i Spotify a przede wszystkich ich użytkowników uznał ją za wartą – mówiąc darwinowskim slangiem – replikacji.

Czy ten trend zostanie odnotowany i stanie się inspiracją dla innych twórców? Myślę, że to tylko kwestia czasu. Czy to dobrze? Nie jestem pewien. Chyba w tym momencie nie ma osoby, która jest wstanie przewidzieć na ile długofalowe będą tiktokowe trendy i czy muzyka, która zacznie teraz powstawać za dekadę będzie w ogóle uznawana za słuchalną. Jedno dla mnie jest pewne – najbliższe kilka lat przyniesie muzykę w zupełnie innej formie. Ten kto wychwyci te trendy jako pierwszy może zyskać naprawdę bardzo dużo, tak więc zachęcam do obserwowania Tiktoka (sam się dziwię, że to napisałem…)