Spotify musi coś zrobić i to jak najszybciej, bo kolejne albumy pojawiają się wszędzie poza zielonym serwisem. Co dalej?
Choć YouTube jest jak na razie wrogiem numer jeden branży muzycznej (jeśli nie pamiętacie czemu, sprawdźcie ten wpis), to zaraz po internetowym monopoliście od kilku lat jest Spotify. Wszystko zaczęło się w listopadzie 2014 roku, kiedy Taylor Swift uciekła ze szwedzkiego serwisu strumieniowego, tłumacząc, że Spotify płaci za mało wykonawcom i kompozytorom. Oczywiście zrobiła to dla dobra ogółu, bo ona sama dobrze zarabia i w sumie nie miało z tym nic wspólnego to, że pół roku później podpisała specjalną umowę z największym konkurentem zielonego serwisu – Apple Music.
Cóż, wiedza panny Swift na temat branży muzycznej jest jak widać bardzo wybiórcza, bo w USA za odtworzenia muzyki w radiu naziemnym właściciele praw do masterów (wytwórnie a więc wykonawcy) dostają zero dolarów za odtworzenie. Co prawda to wyjątek i podobne prawo obowiązuje w Iranie czy Korei Północnej (w Polsce nie!), ale taka riotka tym również powinna się zająć.
Fakt, Spotify jest serwisem wyjątkowym. Jako jedyny, obok subskrypcji, umożliwia słuchanie muzyki z kont wspieranych reklamami i właśnie o konta freemium się rozchodzi. Jak wynika z monitoringu http://musicstreamingindex.com/ w UK w styczniu tego roku za jedno odtworzenie z konta premium, Spotify płaciło 0,01 dolara amerykańskiego, podczas gdy z konta wspieranego reklamami – 9 razy mniej, bo 0,0011 USD.
Branży fonograficznej niespecjalnie podoba się to, że z punktu widzenia użytkownika różnice między kontami darmowymi a płatnymi są właściwie nieistotne. O ile funkcjonalność dla urządzeń mobilnych może irytować i skłaniać do wykupienia abonamentu, to już wersja desktop – w żadnym wypadku (wiem, bo sam z niej korzystam). Co prawda ta strategia sprawia, że Spotify ma największą subskrypcji – ponad 30 mln – to jednak, właściciele praw mają poważny niedosyt, bo mogliby dostawać o wiele więcej.
Nic więc dziwnego, że wykonawcy starają się walczyć o swoje jak mogą. Na tę chwilę rozwiązanie jest jedno – blokowanie swojej muzyki w Spotify. W tym momencie 3 najpopularniejsze albumy w Stanach: Views Drake’a, Lemonade Beyonce i A Moon Shaped Pool Radiohead nie są dostępne w Spotify. Co ciekawsze, ostatnie tygodnie pokazują, że premiery na wyłączność działają (choć szkodzą ogólnemu klimatowi branży strumeniowej) – dwa tygodnie temu Beyonce ustanowiła rekord streamingu (115,232,820 w samym Tidalu), który tydzień później pobił Drake (245,087,706 streamów zarejestrowanych przez Nielsena w Apple Music).
Przy okazji, Apple Music wprowadziło w Stanach 50% zniżkę na subskrypcję dla studentów, która obejmuje cały okres studiów (nawet 4 lata).
Wydaje się, że jedynym rozwiązaniem dla Spotify, jest umożliwienie wyboru wykonawcom, czy chcą aby ich muzyka była dostępna dla wszystkich czy może tylko dla użytkowników premium. Tylko, że zasada „wszystko dla wszystkich” miała być złotą regułą szwedzkiego serwisu. Co dalej?