Już 16 kwietnia odbędzie się coroczne święto fanów płyty winylowej – Record Store Day 2016. Tego dnia z pewnością wielokrotnie usłyszycie „księgową manipulację” (a mówiąc prościej – kłamstwo) dotyczące wielkiej popularności winyli: sprzedaż winyli jest bardziej dochodowa od całego YouTube’a.
Przyznaję się bez bicia – ja też dałem się oszukać. Kiedy w marcu RIAA opublikowała swój coroczny raport na temat stanu amerykańskiej branży fonograficznej, pisałem tak:
Niestety, dla porównania streaming darmowy (przede wszystkim Spotify freemium + YouTube) wygenerował zaledwie 385,1 mln, czyli mniej niż sprzedaż płyt winylowych!
W podobnym tonie pisały inne serwisy, zarówno polskie jak i zagraniczne. Jako że Stany Zjednoczone są największym rynkiem muzycznym na świecie, a IFPI w swoim Global Music Report 2016 nie podało danych o globalnych udziałach winyli, fani czarnej płyty właśnie tych danych używać będą jako oręża do walki z zepsutym światem i muzyki bez duszy (z YouTube’a właśnie):
Z tabeli wynika jasno: w 2015 roku sprzedano łącznie 17,4 mln kopii winyli (razem z EP i singlami winylowymi) o łącznej wartości detalicznej 422,3 mln USD, podczas gdy darmowy streaming (w większości YouTube, w dalszej kolejności Spotify) przyniósł 385,1 mln USD. Gdzie jest haczyk? W sformułowaniu „wartości detalicznej”.
RIAA wartość segmentów sprzedaży liczy na podstawie liczby sprzedanych hurtowo fonogramów a następnie mnoży je przez rekomendowaną lub estymowaną cenę detaliczną (taką jaką widzimy na półce). Oznacza to, że w tych 422,3 mln mamy: podatek VAT, marżę sklepu, koszty dystrybucji, koszty produkcji fonogramów i dopiero na końcu zysk wytwórni i wykonawcy. W przypadku dochodów z serwisów strumieniowych – te podawane są bezpośrednio przez wytwórnie (nie są estymowane). Poza tym koszty „dystrybucji” streamingu są w przeliczeniu na cały dochód bliskie zeru.
Dla przykładu RIAA wyliczyło, że 1,021 mld płatnych pobrań singli dało wartość 1 226,9 mln USD, stąd średnia cena jednej piosenki w formacie digital to 1,20 dolara (piosenki na iTunes kosztują 1,29 USD dla nowych nagrań, 0,99 USD dla starych utworów i 0,69 USD dla utworów przecenionych). W rzeczywistości właściciele praw do nagrania (wytwórnia, a potem wykonawcy, właściciele praw autorskich majątkowych) dostają ok. 2/3 tej kwoty, a dokładnie 0,80 dolara.
Podobnie jest z winylami. To, że ich średnia cena detaliczna wynosi $24,6, wcale nie oznacza, że 100% tej kwoty trafia do wytwórni. Ile dokładnie? Trudno to nawet oszacować, bo podatki od sprzedaży detalicznej są różne w różnych stanach, ale biorąc pod uwagę koszty produkcji, zysk to raczej mniej niż 50%. Tak więc z punktu widzenia właścicieli praw do nagrań (a więc i wykonawców), sprzedaż winyli w 2015 roku w USA przyniosła mniej niż 210 mln USD dochodu, podczas gdy YouTube i Spotify freemium 385,1 mln USD.
Jeśli ktoś jednak nie wierzy moim kalkulacjom, polecam przyjrzeć się raportowi australijskiej ARIA, który uwzględnia zysk hurtowy. W 2015 roku dochód z winyli to 8,9 mln AUS, dochód z serwisów strumieniowych wspieranych reklamami (wraz ze streamingiem programowalnym, np. Pandora) – 24,8 mln AUS. A od tego trzeba jeszcze odjąć koszty produkcji. Auć.
Na koniec chcę też ostudzić entuzjastów popularności czarnych krążków. Dynamika wzrostu sprzedaży winyli wyraźnie spadła i w pierwszym kwartale 2016 roku sprzedano w USA 3,107 mln LP, co dało wzrost o zaledwie 12,3% w stosunku do 2015 roku; rok wcześniej w analogicznym okresie wzrost wynosił 52,5%.