Za nami kolejna odsłona medialnego sporu pomiędzy Taylor Swift a Scotterem Braunem, właścicielem Big Machine Records – wytwórni, pod której szyldem Swift wydała swoje największe hity, które utorowały jej drogę do miejsca, gdzie teraz jest.
Otwarty konflikt między Swift a Braunem zaczął się pod koniec czerwca tego roku, kiedy do sieci trafiła informacja o przejęciu Big Machine Label Group przez korporację medialną Ithaca Holdings, której właścicielem jest nie kto inny jak Scooter Braun. W praktyce przejęcie kapitału BMR oznaczało, że Braun jako właściciel holdingu mógł wpływać na decyzje kreatywne Big Machine, w tym dotyczące katalogu Taylor Swift, choć ta w 2018 roku podpisała nową umowę fonograficzną z Universal Music / Republic Records. Dlaczego?
Swój pierwszy kontrakt płytowy, Taylor Swift podpisała w 2005 roku z niezależną, amerykańską wytwórnią fonograficzną Big Machine Records (BMR), której założycielem był Scott Borchetta. Choć sam kontrakt nigdy nie został upubliczniony, z informacji medialnych i na podstawie znajomości standardów branżowych wiemy, że:
- Umowa dotyczyła wydania 6 pełnych albumów + 1 rok po wydaniu ostatniego wydawnictwa. Ostatnim albumem było „Reputation”, które swoją światową premierę miało 10 listopada 2017 roku, więc kontrakt TS z BMR obowiązywał do 10 listopada 2018 roku
- Prawa majątkowe do wszystkich nagrań (master rights) wydanych w okresie obowiązywania umowy posiada Big Machine na okres L.O.C. (life of copyrights). Innymi słowy – to w jakiej formie zostaną wydane oryginalne nagrania Taylor Swift wydane w okresie 2006 – 2017 zależy wyłącznie od Big Machine. Oczywiście od każdej sprzedanej piosenki czy albumu Taylor Swift należy się wynagrodzenie (tzw. tantiemy wykonawcze), nawet jeśli Taylor Swift opuści już BMR.
- Taylor Swift nie może nagrać i opublikować nowych wersji swoich utworów wydanych pod szyldem Big Machine przez 2 lata od zakończenia umowy. Oznacza to, że nowe wersje swoich poprzednich albumów TS może opublikować dopiero 10 listopada 2020 roku.
Swift w reakcji na wiadomość o przejęciu BMR zareagowała emocjonalnym wpisem opisując całą sytuację jako „Najgorszy możliwy scenariusz” a Scootera Brauna określiła mianem osoby, która „chciała zniszczyć jej karierę”.
Konflikt ponownie zaognił się kilka dni temu, kiedy Taylor Swift poinformowała swoich fanów za pośrednictwem Twittera, że Braun i Borchetta zezwolą Swift na wykonanie medleya jej starych utworów na gali American Music Awards (gala odbędzie się 24 listopada) oraz dadzą zgodę na wykorzystanie jej twórczości w nowej produkcji Netflixa, pod warunkiem, że Swift po umownej dacie 10 listopada 2020 nie wyda nowych wersji swoich starych albumów. Dopóki Swift rozważać będzie ponowne nagranie swojego katalogu, dopóki BMR nie będzie udzielało zgód licencyjnych.
Całą sprawę można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Jedni zastanawiają się, czy Braun rzeczywiście ma prawo zablokować występ Taylor na AMA (nie, nie jest, o ile audio z występu nie zostanie oficjalnie opublikowane w serwisach streamingowych) czy wykorzystanie jej muzyki czy artworków z czasów współpracy z Big Machine w dokumencie Netflixa (tak, ma do tego prawo). Inni dociekają jak naprawdę wyglądały relacje Swift – Braun, szczególnie, że Scott Braun poza zarządzaniem Ithaca Holdings jest managerem takich gwiazd jak Justin Bieber czy Demi Lovato. Dla mnie z całej tej sytuacji płynie smutny wniosek – przemysł rozrywkowy jest po prostu brutalny.
Same zapisy w kontraktach fonograficznych nie stanowią problemu a co więcej – w ogóle umożliwiają funkcjonowanie ekosystemu muzycznego. Gdyby wytwórnie nie miały praw do muzyki, nie mogłyby jej wydawać na płytach czy w serwisach streamingowych (oddzielną kwestią jest, że przenoszenie praw do mastera na L.O.C. jest faktycznie przesadą). Również gdyby nie zapisy o re-recordingu, praca działów kreatywnych i M&P traciłaby sens w ostatnich miesiącach trwania kontraktów fonograficznych.
Dopiero, gdy pojawia się konflikt pomiędzy wytwórnią a artystą, niegroźnie wyglądający punkty z umowy mogą stać się narzędziem do brudnej walki. O ile gwiazdy klasy A+ takie jak Taylor Swift mogą się bronić przez media społecznościowe i oddanych fanów, to już mniej znani artyści nie mają takiego komfortu. I zawsze w takich sporach mały artysta będzie na przegranej pozycji w starciu z wielką machiną korporacyjną. A często to tylko wierzchołek góry lodowej.
Bo chociaż może się wydawać, że bycie gwiazdą muzyki to spełnienie wszystkich marzeń, to jednak sława i pieniądze mają też swoją ciemną stronę, o której niewiele się mówi. Badanie z tego roku przeprowadzone wśród 1,5 tys. muzyków przez Record Union wskazują, że 73% z nich ma problemy ze zdrowiem psychicznym, z czego aż 50% nadużywa z tego powodu alkoholu i narkotyków. Podobne wyniki uzyskano w badaniu „Can Music Make You Sick?” z 2016 roku, gdzie 69% respondentów przyznało się, że miało problemy z depresją.
Każdy pracujący w przemyśle kreatywny powinien mieć na uwadze te liczby. Dlatego też coraz większy nacisk w koncernach muzycznych kładziony jest na etykę pracy i przede wszystkim współpracy. Nawet jeśli artysta nie ma racji, to wytwórnia powinna pierwsza wyciągnąć rękę, bo dla niej niekorzystne rozwiązanie konfliktu nie doprowadzi do końca świata. Dla artysty – może.