1

Katy Perry – Chained to the Rhythm ft. Skip Marley

Katy Perry powraca, ale nie w takim stylu jak do tej pory. Tylko czy to coś złego?

fot. Materiały prasowe

fot. Materiały prasowe

„Chained to the Rhythm” jest, co niektórych może zdziwić dziwić, propozycją komercyjnie dość ryzykowną. Zdziwić, bo produkcje Maxa Martina do takich przecież nie należą. Poza tym współautorką jest Sia, która w kilka lat wyrosła na topową piosenkarkę pop. Nie wspominam już nawet o samej o Perry, która od zawsze cieszy się wielkim supportem rozgłośni radiowych, a jej każdy lead singiel bił rekordy sprzedaży. Czy nie powinien to być przepis na murowany numer jeden?

Niekoniecznie. CTTR w latach 80-tych z pewnością byłoby przebojem dziesięciolecia, ale pod koniec drugiej dekady XXI wieku zdominowanej przez klubowe brzmienia w stylu tropical house, klasyczne brzmienie disco niekoniecznie musi być przyjęte z wielkim entuzjazmem. Bo nie ulega wątpliwości, ze singiel w swoim gatunku jest wyjątkowo dobry. Sztab wokalistki postawił na klasyczne brzmienie disco – umiarkowane tempo 95 BPM, wieloakordowa progresja kompletnie nieprzypominająca bieżących hitów. Głównym motywem aranżacji jest syntezator mocno przetworzonego pianina z efektem „wobble” (dla bardziej zainteresowanych – efekt w tym przypadku polega on na regulacji częstotliwości granicznej filtru LP poprzez odwrotne sprzężenie z obwiednią sygnału), charakterystyczna gitarowa linia basowa i pad z efektem „side chain”.

Nijak ma się to do bieżących prostych ale i w miarę surowych produkcji, które wychodzą choćby ze studia The Chainsmokersów. Co prawda w nieodległej przeszłości mieliśmy duży, międzynarodowy hit w stylu disco/dance – „Shut Up and Dance” – jednak brzmieniowo dość mocno odstawał od nagrania Perry. Co więcej, szczyt popularności singla przypadł… rok po jego premierze, co tylko świadczy o tym, że disco naprawdę nie ma teraz łatwo.

A szkoda. „Chained to the Rhythm” poza przyjemną produkcją jest po prostu dobrą piosenką, zarówno melodycznie jak i tekstowo, bo wbrew pozorom nie jest to singiel „o niczym”, a wyraźnie zwraca uwagę na problemy społeczeństwa, które regularnie ogłupiane jest przez kulturę masową (czy właśnie dlatego w lyric video pojawia się okładka gazety „US weekly” z Lady Gagą, która jest żywym symbolem popkultury?), a dyskotekowa kula – rozpoznawalny przez wszystkich symbol rozrywki – przyczepiona do nogi oraz kręcący się chomik w kołowrotku na ekranie telewizora nasuwają jednoznaczne wnioski. Może brzmi to trochę paradoksalnie, bo śpiewa to osoba, której muzyka odniosła gigantyczny sukces komercyjny, ale z drugiej – może Katy Perry doskonale wie o czym mówi?

Tak czy inaczej dotychczasowe wyniki sprzedażowe nie są oszałamiające. Nagranie nie dotarło do pierwszego miejsca sprzedaży cyfrowej w USA, pozycja na Spotify jest póki co niezadowalająca biorąc pod uwagę gigantyczną kampanię, jaką przygotował serwis dla Perry. Jedynie radio spętane radio-dealami  pierwszych dniach gra utwór na potęgę. Co potem? Zobaczymy. Przed wokalistką występ na gali Grammy, który jest niepowtarzalną szansą na wypromowanie nowego singla. Pod warunkiem, że Katy wzięła porządne lekcje śpiewu i wykorzysta wokale wspomagające. Dużo wokali wspomagających…